16 sie 2018

Swift Campout BIS

"Hej, trochę czasu minęło. Jakbyśmy dobrze sie nie bawili podczas tegorocznego Swift Campout’a to jednak nie dojechaliśmy do celu. Zamierzam to naprawić  we wtorek 14 sierpnia w godzinach popołudniowo-popracowych chciałbym pojechać i sprawdzić czy woda w jeziorku jest taka czysta jak opisują to legendy." Taką wiadomość wysłałem do uczestników pierwszej letniej wycieczki w tym roku. Co z tego wyszło?
Odzew nie był wielki, ale za to bardzo dobry jakościowo ;) Tym razem bez podziałów. Jedna wspólna trasa do i z miejsca biwakowego. Jak zawsze nie obyło się bez piaszczystych niespodzianek i bruku. Przez gadanie, przerwy, uzupełnianie płynów i jeszcze gadanie (cześć ekipy naprawdę dawno razem nie jeździła) zaskoczyła nas noc. Jednak mrok dodał tylko klimatu, zwłaszcza przy zwiedzaniu przydrożnych opuszczonych chat. Lekko wyczerpani (piach) dotarliśmy na miejsce. Szybko po cichu każdy się rozwiesił, następnie jedni szykowali ognicho inni znieśli chrust. Wiało tak, że komarów nie musieliśmy się obawiać. Kolacja, piwo i lulu. Dopiero rano gdy wstało słońce, a my prawie razem z nim zobaczyliśmy w jakim ładnym miejscu udało się nam rozbić. Ciepła, czyściutka woda, las, słońce za chmurami, ale też się liczy ;) Kąpiel, śniadanie, mały przelew, szybkie espresso i sprzątanie. Przed wyjazdem posprzątaliśmy po sobie, i tych co byli wcześniej. Mariusz dzielnie wiózł cały worek śmieci skutecznie omijając śmietniki przez spory kawałek drogi. W drodze powrotnej chcieliśmy przekroczyć rzekę Bóbr podobnie jak poprzednio, czy pieszo jednak tym razem rzeka nas pokonała. Zbyt wysoki stan wody zrodził w naszych głowach pomysł jechania wałami i ich okolicami do najbliższego mostu. Piękna droga, ciężka droga wykończyła nas tak, że tylko zimne piwo i jałowcowa były w stanie nas zregenerować na tyle by dotrzeć do ZG. To na tyle, więcej i to sporo widać poniżej na zdjęciach. Dzięki chłopaki!!!
























 


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz