My juz wiosnę witaliśmy, a teraz z lekkim opóźnieniem ona przywitała nas. Na cel obraliśmy pustynię, taką w zasięgu naszych nóg. Zanim dotarliśmy na miejsce, zwiedziliśmy nadodrzańskie atrakcje, posmakowaliśmy lokalnych trunków, nie pływaliśmy w basenie i zaserwowaliśmy błotne maseczki naszym rowerom. Pod koniec już wszyscy czuli, że słońce tego dnia nie udawało i porządnie naznaczyło naszą skórę. Na miejscu szybkie fotki/selfiaki, pustynia może nie największa, ale światło sprzyjało, wieszanie sypialni, małe ognisko, śmieszki, kolacja i spanie. Z samego rana na nogi postawił nas nie śpiew ptaków czy miękkie wschodzące słońce, a warkot samolotu, który miał do wylatania sporą ilość paliwa nad naszymi głowami. Pakowanie poszło nadzwyczaj szybko jak na naszą ekipę :) Śniadanie każdy po swojemu, ale kawę każdy spijał patrząc się na góry. Droga powrotna choć w większej części asfaltowa to te nieasfalty mocno sfatygowały nam juz i tak zmęczone 4 litery. Jeszcze mała dokładka kofeiny i "szybkie" siup do domu by zdążyć przed deszczem. Nie spadł. Mogliśmy czilować dłużej :P
Bardzo ładne fotki, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńładne te ziemie poniemieckie ;-)
OdpowiedzUsuń