15 gru 2019

Piękna tragedia



Po tym jak zobaczyliśmy przy jakiej pogodzie przyjdzie nam jechać, zimny wiatr i przelotne opady, postawiliśmy na mały szybki toast na poprawę morali.  Cel to chatka nad jeziorem oddalona od miejsca startowego o ok 130km. Mała korekta by wystartować trochę lżej, gładko. Po nużącym odcinku wzdłuż drogi szybkiego ruchu i małym krajowym odcinku, przyszedł czas na lasy. Ładny widok na rzekę, polany, drzewa. Przeprawa przez piaski nas rozgrzała, humor dopisywał. I wtedy zaczęła się przygoda :) Mario zorientował się, że robimy niemałą pętlę do miejsca startowego. Sprawdzamy i... nawigacja zrobiła nam psikusa :) Poprowadziła nas w odwrotnym kierunku. Śmiechy śmiechami, ale wtedy też zaczęło padać, już nie tylko przelotnie. Jedziemy dalej. Mario odbija na dom do GW. Z Łukaszem jedziemy dalej. Ponownie lasy. Deszcz, dużo deszczu, cali przemoczeni. Dookoła piękne jeziora, których już praktycznie nie widzimy bo robi się ciemno. Na szczęście przerwa w deszczu. Nawigacja jeszcze kilka razy chciała nas wyrolować, ale się nie daliśmy :) Nawet gdy przyszło nam się rozbierać do kolan i przechodzić przez rzekę wiedzieliśmy że to my mamy racje. Wjechaliśmy na wioskowe asfalty by trochę odpocząć. Jednak wjeżdżając do Zbąszynia ponownie zaczęło padać i robić już naprawdę zimno. Przed nami jeszcze ok 2h jazdy i noc w zimnej chatce w prawdopodobnie mokrym śpiworze. Podsiodłówka Łukasza nie wytrzymała opadów, moja także, jednak śpiwór miałem w Crosso na kierownicy ale we dwóch tam nie wejdziemy. Zaczęliśmy myśleć i wymyśliliśmy, że najbliższą godzinę spędzimy w ciepłym lokalu, jedząc kebaby, pijając piwo i śmiejąc się z tego co dziś wyczynialiśmy. Kilometry się zgadzały, challange pokonany, marzenie tego roku o przejściu rzeki zrealizowane więc... wsiadamy w ciepły pociąg i jedziemy do domu :) Uśmiechnięci i usatysfakcjonowani tym czego dokonaliśmy ;)
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz