24 lip 2021

sześciodnówka




Co za czas. Dłuższe wyjazdy są naprawdę spoko, można poznać swoje możliwości, docenic zwykłe rzeczy, poczuć się beztrosko. Tyle się działo przez sześć wyprawowych dni, że cieżko teraz przy klawiaturze przypomnieć sobie wszystkie anegdoty i przygody, więc jak zwykle w wielkiem skrócie.

Wałbrzych, Sokołowsko, Rudawy, Izery, Świeradów, Jelenia Góra, Dolina Bobru, Lwówek Śląski, Przemków, Bytom Odrzański. Tam byliśmy. Widzieliśmy piękne miejsca, przejechaliśmy nieprzejezdne, wpychaliśmy rowery na szyty gór i swoich możliwości. Zaliczaliśmy epickie szlify, z których na szczęście wychodziliśmy cało (bez poważnych kontuzji). Biliśmy rekordy prędkości na zjazdach, zaliczyliśmy nadziemną imprezkę w miejscu gdzie telefony spadają i nic im sie nie dzieje. Dowiedzieliśmy się że wiaty do spania tak naprawdę nie służą do tego by w nich spać, a głód może nie znać granic. 

Momentami było naprawdę ciężko, na przyszłość trzeba zadbać by rower miał lżejsze przełożenia. Ostatecznie na końcu zawsze banan lądował na twarzy i po zbiciu piątek powtarzaliśmy, że watro było sie męczyć by zobaczyć, zjechać i za chwilę to powtórzyć.

Dziękuje wszystkim obecnym. Pawłowi za towarzystwo na całym tripie i ratowanie poległych telefonów, Patrycji i Wasi za to że chiało sie wam męczyć w PKP nadliczbową ilość godzin by dołączyć do nas.

Trzeba to powtórzyć, ale za jakiś czas ;)

































































































































1 komentarz: