2 maj 2021

Spanie na wulkanie




Majówka nie rozpieściła pogodowo, ale zafundowała nam masę rozgrzewjących emocji. W dużym skrócie. W piątek po pracy szybko pojechaliśmy PKP do Legnicy i tam już wolnym, lekko ognistym, trochę deszczowym tempem w stronę miejsca noclegowego. Nielekka wspinaczka sprawiła że, dotarliśmy już cali mokrzy i po ciemku. Warto było, nocleg był epicki, bo przecież nie codzień śpi się na wulkanie. Rano tylko lekkie zakwasy w łydkach przypominały nam, że znajdujemy się wyżej niż zazwyczaj. Przez gęstą mgłę nic nie było widać, jedynie że podeszwa moich butów nie jest na swoim miejscu. W dół było juz dużo lżej, krętymi ścieżkami, wciągającymi błotami i lasami do następnej miejscówki. Piękne skały i okoliczności. Warto było obklejać buty by dojechać. Zjedliśmy obiad i dalej. Następny przystanek kolejna skała, a potem następne. Coraz szybciej by zdążyć za jasna i przed deszczem. Udało się, ale kosztowało to utratę drugiej podeszwy. O poranku sprawdziliśmy chyba każdą strone z prognozą pogody. Niestety nigdzie nie chcieli dać nam promyczka nadziei na okienko pogodowe. Pakowanie na mokro, trytkowanie podeszew i w drogę. Podczas przerwy na hotdogi 1/3 zespołu postanowiła się nie katować i skorzystać z usług PKP. Razem z Łukaszem z dziwnymi uśmiechami ruszyliśmy. Jeszcze krótki przystanek by doładować słoneczne baterie pod palmą, ostatnie zdjęcie i tylko płynna jazda do domu. 
Super miejsca, załoga na schwał, tona żartów sytuacyjnych. Trzeba to powtórzyć... ale latem i w sadałach ;)
P.S.
Dziękuje członkom akademii Patrycji i Łukaszowi za przyznanie złotej maliny w kategorii układania tras. 





























































 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz