A jak wam minął ostatni weekend wakacji?? Mój prawie się nie udał. Nie lubię jeździć sam, a w ostatniej chwili towarzysze zrezygnowali. Nie ma z kim pogadać, komu robić zdjęcia. Pogoda jednak dawała wyraźne znaki, by nie rezygnować z obranego celu. Zapakowałem więc jeszcze świeżą torbę od Rafała (śpiwór, hamak, kawa, garnki bluza, kąpielówki itp) i w sobotnie popołudnie wyjechałem z domu. Pierwszym przystankiem był Łagów. Droga znana już, bez niespodzianek, głównie asfalt. Z atrakcji dwa mosty kolejowe i rozmowy z ludźmi szykującymi swoje wioski do dożynek. Na miejscu bardzo przyjemna kąpiel, piwo ognisko i oglądanie rozgwieżdżonego nieba. W niedziele wstałem wcześnie by wykorzystać ciepłą wodę w jeziorze. Pakowanie i w drogę. Dalej na północ, do Gorzowa. Na kartce wypisałem sobie miejscowości jakie powinienem mijać po drodze i zaznaczyłem, gdzie w nich mam skręcić by nie zerkać co chwilę na mapę. Miało być ładnie, gładko, asfaltowo. Jenak w pewnym momencie, podczas przerwy na łakocie dałem się namówić spotkanemu autochtonowi na lekką korekcje trasy. Miało być krócej tylko nie wspomniał o tym, że droga w pewnym momencie się kończy a zaczynają kocie łby, piach itp. Ostatecznie źle nie było, widoki wynagrodziły. Po tym odcinku jechało się już gładko. Na miejsce dworzec dotarłem z 1,5h rezerwą. Do domu pociągiem :)
Z powodów wymienionych na początku nie brałem aparatu tylko małe gopro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz