Majówkowy wypad, że ho, ho. Pogoda, ekipa i miejscówka dopisały srogo. Dolina Baryczy, która na nasze powitanie przygotowała pokaz pomponów sprawdziła się jako miejsce spotkania północy, południa i zachodu. Dzięki Pawłowi, który całego pecha tego weekendu wziął na siebie nikt z pozostałych nie spóźnił się na pociąg i nie złapał żadnej gumy, a Asia cały wyjazd śpiewała nam co mamy robić z szatanem. Dużo jezior, zero komarów. Coś pięknego. Mapa, nawigacja i karteczka z rozpisanymi kilometrami nie chronią przed pomyłką w zakrętach , sprawdziliśmy :P Wieczorem przy ognisku z czerwonej latarki i butelki zagięliśmy czasoprzestrzeń tak mocno, że powrót ciągnął się w nieskończoność, ale na wesoło.
DZIĘKI WSZYSTKIM!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz