Ciężko wychodziło zaplanowanie spotkania. Sporo się działo, wolne terminy niezgodne itp. Aż tu nagle..
P: Siema, co robisz w sobotę?
W: Siema, w sobotę kolega ma urodziny i jadę do niego, ale pogoda ładna i chcę na biwak w piątek. Niedaleko, żeby wrócić w miarę wcześnie i zdążyć się ogarnąć. Piszesz się?
P: Hmm.. Czekaj sprawdzę pociągi... OK
No i się udało. Tuż przed 18 Paweł wbił do ZG. Dołączyli do nas Kacper, któremu też zwolniły się piątkowe plany, Grzesiek chcący przetestować swój spontaniczny wycieczkowy zestaw toreb, Bartez też na chwilę dołączył sprawdzając na leśnych ścieżkach zwrotność swojego nowego kadilaka. Trasa standardowa, krajoznawcza, pokazująca w dużym skrócie gościom co ładnego tu mamy. Wyjazd z patoświata, Falubazik, nadodrzańskie piachy i zakrętasy, hotel z widokiem. Niestandardowe za to było menu wycieczkowe. Domowe kimchi z podsmażonym ryżem, makaron z pesto, tosty na wytrawnie z jajecznica na boczku i na słodko z truskawkami. Kawa z brazylijskiej skrapety, która zimnej wodzie mówi nie, a ciepłej mówi tak, kanapki z pomidorem i ogórkami małosolnymi. Zdecydowanie wieźliśmy ze sobą więcej jedzenia niż ciepłej odzieży (niestety). Wracaliśmy nasyceni w pełni, a na dokładkę natknęliśmy się na najładniejszy i najbardziej klimatowy ul jaki widzieliśmy do tej pory.
Niestety są tez minusy całej spontanicznej sytuacji. Tego posta piszę kichający, smarkający i kaszlący. Nocny chłód i nieciepłe napoje, przy których dyskutowaliśmy zamienił lekki ból gardła w jakieś brzydkie coś. Nie dotarłem na urodziny, a pod kołdrę z garścią tabletek.
Skarpeta jest argentyńska! ;)
OdpowiedzUsuń