Nareszcie się udało. Po przerwie i to całkiem długiej ponownie zawitaliśmy w Izery. Pierwszego dnia przywitały nas tradycyjnie, mgłami, mżawkami, podjazdami, "snejkami" i gapiostwem w sprawach nawodnienia. To gapiostwo ostatecznie Pati przepłaciła przemoczonymi butami, skarpetkami i spodniami podczas spaceru po bagiennych bezdrożach w poszukiwaniu strumienia którego nie było. Było też dobrze. Podjazdy głównie asfaltowe, szybkie zjazdy, wyborny sos do knedlików, przebłyski słońca i rozbijanie sypialni jeszcze w jego świetle. Dowiedzieliśmy się też, że nie każde "sssssssss..." to powietrze uciekające z materaca. Drugi dzień zaczął się wcześnie i też mgliście, ale tylko na początki. Potem zaczęło panować super światło, dzięki któremu w końcu naszym oczom ukazało się to czego szukamy w tamtych stronach. Przestrzeń i kolory. Polecamy
Dla mnie ekstra. !
OdpowiedzUsuń