21 cze 2021

SWIFT Campout 2021



Znowu się udało przebić poprzednią edycje. 
By w tym roku przywitać z nami lato zjechali znajomi i przyjaciele dosłownie zewsząd. Z pónocy, południa, wschodu i zachodu nie tylko Polski.  Były szutrówki, górale, damki, ostrzaki, chłopaki, dziewczyny i dzieciaki. Pogoda taka, której nie widzieliśmy już chyba od pół roku. Trzeba było sprostać i pokazać okolice z najlepszej strony. Wyborne szutry, gładkie asfalty, ulubiony piasek i dopieszczony bruk. Tyłki moczyliśmy w każdej napotkanej po drodze wodzie. Nie ważne, że muł po kolana, że jakies rośliny pływają i że kapaliśmy się 20 min wcześniej. Słońce nakazywało wskakiwać bez zastanowienie. Tak samo nakazywało odwiedzać każdy wioskowy sklep, lub strefę kibica by schłodzić się od środka turbo maślanką, lodem, albo chmielowym napojem wyciągnietym z najdalszych zakątków lodówki. Emocje podczas przechodzenia przez most rozbudziły nas jak dobra kawa. Miejsce docelowe okazało się ładniejsze niż zapamiętaliśmy z obczajek, głównie za sprawą kolejnych znajomych którzy wystartowali z innego miejsca. Ponadto dużo miejsca na hamaki i równo pod namioty, przyjemnie chłodna woda w jeziorku. 
Wszyscy gotowi. Umyci, najedzeni, zrelaksowani, w tle miła muzyka skrzydełek wroga. Idealna chwila by rozpocząć tradycyjny turniej. W tym roku zacięta rywalizacja, dłonie dosłownie parowały by zrealizować strategię zrodzoną w głowie. Papier, nożyce i kamień to tylko z pozoru prosta gra, gratulujemy wszystkim zwycięzcom. 
Poranek słoneczny. Kąpiel jako pierwsze rozbudzenie, rundę drugą pobudki załatwiła kawa.  Startowaliśmy na kilka ekip bo niektórzy musieli zdążyć na pociągi itp. Trasę też sobie ułatwiliśmy wybierając głównie wioskowe asfalty i jeden odcinek specjalny tak jak dnia poprzedniego, wykorzystywaliśmy wszystko co się dało by schłodzić ciało. Od przydrożnego jeziora po wystawiony zraszacz, który wg niektórych czekał tam specjalnie na nas. Bo kto w samo południe podlewa trawnik. Wszystko szło gładko do momentu zjechania we wspomniany odcinek. Okazał się być dość wymagający, z każdą kostką granitową, każdym kilogramem piachu czuliśmy jak uchodzi z nas energia. Nagroda za wysiłek okazała się wspaniała. Schabowy, pierogi, surówki i zimne piwo. Pozostało jeszcze pokonać rzekę i prostą, równą ścieżką do miejsca z którego startowaliśmy. 
Było pięknie. Dziękujemy wszystkim. I pamiętajcie słowa Marii, bąble po komarach znikną do środy, piękne wspomnienia nigdy!
P.S.
Były jeszcze trzy dobre duszki, które  nie brały udziału w tej przygodzie, ale bardzo pomogły. Zimnowodny pogromca skwaru Ryba, dostarczyciel straszącego komary dymu Arek oraz nieprzywiązana do swojego auta Patrycja. Dziękujemy wam bardzo.























































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz