Nareszcie biało w zielonym mieście. Do tego mroźno, więc bez błota. Postanowiliśmy wykorzystać tę sytuację maksymalnie, w miarę naszych możliwości. Sanki zjadły nam szczury w piwnicy, ale rowery mają się dobrze. Okoliczne białe górki pokonywaliśmy na nich. Razem z Patrycją dodaliśmy kilka przepraw rzeczno-bunkrowo-drzewnych i przerwy na podziwianie znanych, ale przez biel wydawało nam się, że zupełnie innych miejscówek.
Następnego dnia spacer na działkę by zaserwować sobie fancy-glam kawę z chemexa. No i tak całkiem fancy nie wyszło bo zapomnieliśmy filtrów i ratowaliśmy się ręcznikami papierowymi :P
Na końcu, to od czego zaczęliśmy. Piątkowy, wieczorny, solidny spacer, po którym pobujaliśmy się chwilę w pomarańczowym Lesoviku oświetlonym lampkami. Magiczny klimat. Brak wiatru sprawił, że pomimo solidnej ilości czasu spędzony na nic nie robieniu udało nam się nie odmrozić tyłków :)
Jutro odwilż :P
Zdjęcia piękne ale nie wydaje mi się, że autentycznie przedstawiają nocleg w hamakach. Bez podpinki? Sorry ale nie wierzę...
OdpowiedzUsuńUpsss... teraz doczytałem, że to tylko piątkowy wypad jednodniowy. Odszczekuję i przepraszam :)
Usuńsuper
OdpowiedzUsuń